Kara

Zbigniew Markowski

Słówko „kara” należy poznać choćby po to, by zrozumieć opowiedziany gwarą dowcip o robotniku budowlanym, któremu bezpośrednio po przyjęciu do pracy przydzielono taczki i kazano wozić nimi piasek. Po jakimś czasie budowlaniec poskarżył się majstrowi, że kółko w jego taczkach wydaje dziwny dźwięk: – łit… przerwa – łit… przerwa – łit… przerwa. Szef odparł, że faktycznie coś jest nie tak, bo taczki powinny dawać odgłos łit – łit – łit – łit – łit czyli poruszać się o wiele szybciej niż w tempie podanym przez nowicjusza.

Śląska kara czyli taczki to pojęcie ważne, bo używane powszechnie podczas prac ogrodowych, przy budowie i remontach domostw, w fabrykach, kopalniach, na targowiskach i w tysiącu innych miejsc. Kontynent europejski poznał narzędzie to w XII wieku, Ślązacy zaś pokochali je od pierwszego wejrzenia. Odpowiedź na pytanie dlaczego kara jest karą znajdujemy w nieocenionym słowniku etymologicznym Aleksandra Brücknera (Kraków, 1927) w opisie haseł “kara – kareta – karoca”. Choć dzieło powołuje się i na niemieckie “karren” oznaczające wózek, francuskie “char” czyli rydwan i włoskie “carrozza”, pierwotnym źródłem komunikacyjnego nazewnictwa jest w tym przypadku łaciński “carrus” czyli pojazd.

Jako rzecze Brückner: kara, kareta i karoca niegdyś w staropolszczyźnie oznaczały pojazd (napędzany najczęściej siłą końskich mięśni), do XX wieku jednak ostały się tylko dwa ostatnie pojęcia. Kara znajduje się za to w gwarze śląskiej i choć nie oznacza ani karocy, ani rydwanu – jej słownikowa pozycja jest bardzo mocna. Śląską karę uznać należy jednak za germanizm, język niemiecki zawiera przecież „die Karre”, co przetłumaczyć należy bezpośrednio właśnie jako taczki. Za sprawą łaciny i „carrusa” dochodzimy więc do językowego paradoksu: dla Polaka śląska kara brzmiała będzie bardzo egzotycznie, znacznie szybciej zrozumie ją Hiszpan, bo hiszpańskie taczki – właśnie dzięki łacińskiemu rdzeniowi – noszą nazwę „caretilla”. O przejęciu kary bezpośrednio z mowy Goethego świadczy bardzo powszechny w śląskiej gwarze zwyczaj zapożyczania rzeczowników rodzaju żeńskiego posiadających w niemieckiej wersji zakończenie na -e oraz nadawania formom tym końcówki -a. Tak przecież powstała i gibsdeka (sufit), i fana (flaga), i gruba (kopalnia), i halba (pół litra), i sznita (kromka chleba) i lipsta (narzeczona), i wiele innych słówek.

Śląska kara nie tylko jest narzędziem transportowym, ale także (podobnie jak w wielu innych językach) jednostką miary. Ziemi można sobie przygotować „sztyry kary” (cztery objętości taczki), ktoś może potrzebować „łoziym kar piosku” czyli ośmiu taczek piasku. W niektórych rejonach Górnego Śląska funkcjonuje jeszcze jedno słówko – tym razem czasownik – pochodzące od antycznego „carrusa” i posiadające związek z transportem: to „karnąć się”. Najczęstsze zastosowanie termin ten ma w sytuacji, gdy młody człowiek staje się właścicielem roweru. Jego obowiązkiem jest wówczas „dać się karnąć” (czyli pozwolić przejechać się) swoim najbliższym przyjaciołom. Karnąć się można również na mopliku (motorowerze), choć jeżeli użyjemy analogicznego zwrotu w stosunku do samochodu, zapewne wielkiego błędu nie popełnimy. Ważny jest jedynie incydentalny charakter takiej czynności: to nie jest jakieś ciągłe i stałe jeżdżenie, lecz chwilowy rajd w celach poznawczych, rozrywkowych lub w zamiarze dokonania konkretnego i szybkiego zakupu (karnąć się po cygaryty).

Z całą pewnością nie da się połączyć karcianej barwy karo z czymkolwiek po śląsku o podobnym brzmieniu. Jak świat światem karo zawsze nazywało się tutaj „szel” lub „siel”. Fakt, iż Ślązacy karą nazywają taczki nie oznacza wcale, że nie używają słówka „kara” w tradycyjnym polskim znaczeniu. Również na Śląsku konsekwencją jakiegoś niepożądanego zachowania jest kara, której źródła tkwią w prasłowiańskim „koriti” posiadającym także związki z upokorzeniem, pokorą i karceniem. Jedyna różnica polega na tym, że dojść może do zabawnej zbitki, bo w śląskiej gwarze ktoś może obsługiwać karę za karę. Wtedy ważne jest tylko odpowiednie tempo pracy, by „łit – łit – łit” z dowcipu słychać było bardzo, bardzo często.