Ash’n’becher

„Buchac Blues” to piosenka z niezwykle długą historią. Radzionkowskie źródła pod już pod koniec XVIII wieku wzmiankują niejakiego Szymona Buchacza – młynarza. Nazwisko familii Buchaczów w dokumentach czasem pisane jest z niemiecka: jako Bucholtz. Nikt w Radzionkowie jednak nie nazwie ich inaczej niż Buchacami, ludzie tam bowiem mazurzą – zmiękczają „sz” i „cz”. „Buchacowy” był więc teren wokół młyna razem ze sporym wówczas kawałkiem lasu. Na ów las w drugiej połowie XIX wieku zwrócił swój wzrok magnat przemysłowy Gwidon von Donnersmarck, który – po wykupieniu od młynarskiej rodziny gruntu – zbudował w tym miejscu dobrze prosperującą kopalnię.

Węgiel wywożono przede wszystkim koleją: przez ponad sto lat mieszkańcom najbliższej okolicy towarzyszył więc rytmiczny odgłos stalowych kół. Dźwięk słyszany w setkach pobliskich domów czasem denerwował, czasem budził ze snu, ale tak naprawdę niósł dobrą informację: górnicy wydobyli węgiel, jest praca, byt rodzin został zabezpieczony. Ten stukot kół pociągu słyszymy gdy gitara basowa Grzegorza Gieruli rozpoczyna „Buchac Bluesa”. Z kopalnią wiąże się – jak napisał autor tekstu – beczka wspomnień. Tak: właśnie beczka, bo górnicy z radzionkowskiej kopalni objętość mierzyli nie abstrakcyjnymi poetyckimi jednostkami, lecz tym, w czym przechowywano wodę albo olej. Basista opisał zakład wydobywczy tak, jak go zapamiętał, choć starsi ludzie mogliby dodać sporo dodatkowych informacji. O tym, jak podczas podziału Górnego Śląska także pole wydobywcze kopalni podzielono na pół. O strażniku z „Buchaca”, który 1 września 1939 roku zginął od kul oddziału Freikorpsu. O licznych reorganizacjach kopalni, która w XIX wieku nosiła nazwę „Radzionkaugrube”, później została kopalnią „Radzionków”, by po połączeniu z bytomskim zakładem wydobywczym otrzymać miano „Kopalni Powstańców Śląskich”.

Potem jest krzyk gitary Tomasza Łabaja. Krzyk rozpaczy, bo „Buchaca” już nie ma – kopalnia dokonała żywota pięć lat przed nastaniem XXI wieku. „Gruba zawarli, szyb rozebrali”, a po dumnym niegdyś zakładzie została symboliczna wystawa nazywana Mini – Skansenem Górniczym z niewielką kopalnianą kapliczką. Została także pamięć, choćby w opisywanym bluesie z repertuaru zespołu „Ash’n’becher”. Zespół także ma radzionkowskie korzenie i jako radzionkowski przedstawiany jest na wszelkich koncertach, choć w składzie znajdują się także muzycy z miast położonych po obu stronach Radzionkowa: Tarnowskich Gór oraz Siemianowic. Również w tekstach prezentowanych przez zespół znajdziemy prawdziwą radzionkowską odmianę śląskiej gwary. To jeden z trzech (prócz angielskiego i polskiego) języków, którymi grupa posługuje się na estradzie. „Buchacem” zespół udowodnił, że czuje śląskiego bluesa, ale – choć z tym gatunkiem muzycznym najczęściej jest utożsamiany – potrafi znacznie więcej. Może zaoferować klasycznego rocka ocierającego się czasem o metal, refleksyjną balladę, progressive rock czy liczne odwołanie do popkulturowego tła lat sześćdziesiątych i siedemdziesiątych.

Wszystko to – choć pozornie pochodzi z bardzo różnych bajek – Ash’n’becher potrafi podać w spójnej i harmonijnej formie, która spodoba się każdej widowni bez względu na jej wiek. Może dlatego, że grupa została obdarzona autentycznym śląskim poczuciem humoru: z odpowiednią dawką sarkazmu, autoironią i optymistycznym widzeniem świata. Tak zresztą przedstawia się od samego początku: nazwa grupy oznacza w śląskiej gwarze popielniczkę (niemieckie słowo „aschenbecher”, śląskie – aszynbecher) niezbędną każdemu palaczowi obok cygaretów (papierosów) i fojercoka (zapalniczki). Autor nazwy – Tomasz Łabaj – dodał jednak angielskie apostrofy i użył pojedynczego, również angielskiego „h” nawiązując być może do rhytm’n bluesa lub rock’n rolla. Taka właśnie jest „Popielniczka” z Radzionkowa: oryginalna, świeża choć odwołująca się do wielu muzycznych tradycji, pełna humoru i dobrego brzmienia. Zespół koncertuje przede wszystkim na Górnym Śląsku i tutaj też można go posłuchać. Jeśli kiedykolwiek zobaczycie Państwo na afiszu przewrotną nazwę „Ash’n’becher” prosimy o uwzględnienie koncertu w swoich planach. Warto nie tylko dlatego, że widzowie zawsze otrzymują porcję doskonałej muzyki, także dlatego, że grupa jest zjawiskiem znacznie głębszym niż kabaret epatujący się trzema gwarowymi słówkami. Ash’n’becher nie jest ze Śląska, on jest Śląskiem.