Stary (brutalistyczny) dworzec kolejowy w Katowicach

Wiktoria Prządka

Katowice są wyjątkowo prężnie rozwijającym się miastem, nieustannie dążącym do nowoczesności. Kiedy sama rozmawiałam z moimi rodzicami i ludźmi w ich wieku, nie mogłam zrozumieć ich podziwu nad rozwojem Katowic. Jednak czymś, co szczególnie mnie zafascynowało, był zachwyt nad dworcem kolejowym w centrum, zaraz przy Galerii Katowickiej. Nie mogłam uwierzyć, że obecny dworzec, pod którym niejednokrotnie sama byłam świadkiem niecodziennych, w dość negatywnym sensie, wydarzeń czy postaci, kiedyś mógł być naprawdę odstraszający, czy wręcz niebezpieczny. W tym artykule przytoczę więc sylwetkę owianego czarnymi legendami starego dworca kolejowego w Katowicach.

Katowice, w latach 1953 – 1956 istniejące pod nazwą Stalinogród, były celem socrealistycznego, brutalistycznego budownictwa. Jego idea zakładała, że budownictwo ma ukazywać równość społeczeństwa, służyć masom. Potężne budowle, mające na celu funkcjonalność i monumentalizm komunistyczny, były ambitnymi projektami wizjonerskich architektów, jednak na koniec łączyło je głównie jedno – szary beton. Mówiąc więc o tym, że Katowice były ośrodkiem brutalistycznym, nie mam na myśli ich atmosfery, a wyjątkowe budownictwo, coraz mniej obecne w polskim miejskim krajobrazie.

Reliktami pozostałymi po tamtych czasach są dziś takie obiekty jak Superjednostka, budynek o statusie osiedla mieszczące 764 mieszkania, zamiast dzisiejszych neonów zwieńczony napisem “NASZE SERCA MYŚLI CZYNY TOBIE SOCJALISTYCZNA OJCZYZNO”, hala widowiskowo-sportowa Spodek, mająca swoje miejsce niedaleko Superjednostki, czy Osiedle Tysiąclecia (Osiedle im. Tysiąclecia Państwa Polskiego), w którego skład wchodzą charakterystyczne Kukurydze, będące wtedy najwyższymi budynkami poza Warszawą.

Z mapy zniknął jednak stary dworzec. Skupmy się więc na nim. Wiele osób pamiętających wizyty na dworcu podnosi problemy ogromnego kompleksu – nieustanna obecność grup bezdomnych, wykorzystujących ścisk złodziei, czy nawet włóczących się z igłami narkomanów oraz postępujące od lat 90 zaniedbanie – brud, tandetne sklepiki i budy z jedzeniem, wadliwą kanalizację, wentylację. Niewielu jednak laików architektonicznych wspomina z utęsknieniem budowlę samą w sobie. Zdaniem moim, miłośników i znawców architektury, historyków sztuki – błąd!

Od XIX wieku ruch kolejowy w Katowicach stał się tak istotny, że miejscowość w 1865 roku uzyskała prawa miejskie. Razem z rozbudową miasta rozbudowywał się dworzec znajdujący się dziś przy ulicy Dworcowej 2-10, przepięknie wyremontowany pod nadzorem konserwatora zabytków. Jednak w latach 50 XX wieku obiekt okazał się zbyt mały by spełniać potrzeby coraz większego miasta, jednocześnie najważniejszego ośrodka komunikacyjnego Górnego Śląska. W 1956 roku powstał więc plan wybudowania całkowicie nowego, nowoczesnego dworca kolejowego, który byłby odpowiedzią zarówno na rosnącą liczbę pasażerów, jak i postępujący rozwój technologii kolejowej. W 1959 roku zakończono konkurs Stowarzyszenia Architektów Polskich na projekt budowli, a zwycięzcami została grupa Tygrysów (Wacław Kłyszewski, Jerzy Mokrzyński i Eugeniusz Wierzbicki). W 1968 roku otrzymują oni “polskiego Pritzkera”, czyli Honorową Nagrodę Stowarzyszenia Architektów Polskich za wybitne zasługi dla rozwoju współczesnej architektury polskiej. W miejscu powstania dworca wyburzono kilkanaście kamienic i już 7 lat później ukończono pawilon od strony placu Andrzeja, a kolejne 8 lat później, w 1972 roku oficjalnie oddano do użytku całość ambitnego projektu.

Co takiego wyjątkowego było w nowym dworcu? Otóż stał się on czołowym przedstawicielem polskiego brutalizmu. Najbardziej charakterystycznym elementem były ogromne kielichy podtrzymujące strop hali. Jeszcze w 1967 roku w Zakładzie Badań i Doświadczeń Śląskiego Zjednoczenia Budownictwa Przemysłowego w Katowicach – Wełnowcu (dzisiejszym Instytucie Technik Budowlanych) wybudowano próbny kielich w skali 1:1 do projektu, co świadczy o innowacyjności tego elementu w planie. Wybudowany tam wtedy kielich stoi na swoim miejscu do dziś i jest niestety jedynym jaki się zachował. Finalnie dworzec podpierało 16 żelbetonowych kielichów, które oprócz utrzymywania konstrukcji na trudnym górniczym terenie, zawierały w sobie kluczowe dla funkcjonowania dworca elementy, jak przewody kanalizacyjne, wentylacyjne i elektryczne. Przede wszystkim jednak kielichy zapewniły katowickiemu dworcowi sławę jednej z najciekawszych konstrukcji kielichowych na świecie. Obiekt był innowacyjny również z innych powodów: był prekursorem we wprowadzaniu schodów ruchomych na dworcach, a same schody, mierzące 25 metrów były najdłuższymi w Polsce. Dodatkowo swoje miejsce w budynku znalazł Pewex, siedziba Milicji, punkt Czerwonego Krzyża, bar szybkiej obsługi, perfumeria i inne punkty umilające podróżowanie. Dodatkową wygodą było sąsiedztwo dworca autobusowego, linie tramwajowe i miejsca zagospodarowane dla podróżnych przyjeżdżających samochodami.

Jednak jak wspomniałam na wstępie – z czasem innowacyjność przysłoniło zaniedbanie. Dworzec z dumy stawał się wstydem dla Katowic, a władze rozwiązując problem wybrały zrównanie dworca z ziemią zamiast ratowania starego budynku. Było to usprawiedliwiane zużyciem materiału, któremu jednak zaprzeczały wyniki badań naukowców z Politechniki Śląskiej. Władzom wyjątkowo zależało na budowie całkiem nowego budynku, a wybrany inwestor – firma Neinver – uświadomiła Śląskiemu Wojewódzkiemu Konserwatorowi Zabytków, że zachowanie oryginalnej konstrukcji wykluczy takie rozwiązanie. W 2009 roku powstał plan wyburzenia starego dworca i budowy całkiem nowego wraz z przylegającą galerią handlową. Rozpoczęły się protesty środowiska architektonicznego. Wybitni architekci po poznaniu ekspertyzy Politechniki Śląskiej ujawnionej przez Gazetę Wyborczą oferują darmową pomoc przy remoncie starej konstrukcji, która zostaje oczywiście odrzucona. W 2010 roku rozpoczyna się pierwszy protest przed obiektem, dwa miesiące później kolejny przybiera formę manifestacji z banerami i megafonami, przed dworcem zapłonęły znicze. Wśród protestujących był m.in. architekt Henryk Buszko, jeden z twórców katowickiego osiedla Tysiąclecia. Miesiąc po tym odbywają się Śląskie Dni Architektury w całości poświęcone wyjątkowemu dworcowi. W międzyczasie symbolicznie sprzedane zostają dwa kielichy, jeden Tomaszowi Koniorowi (polski architekt pochodzący z Żywca) i drugi Bernardowi Tschumiemu (uznanemu amerykańskiemu architektowi). Pomimo tego pare dni po Śląskich Dniach Architektury zamknięte zostają kolejno główna hala dworca, dworzec autobusowy na placu Szewczyka, a 6 grudnia zaczyna się wyburzanie. Destrukcja trwa 21 dni i kończy się 11 stycznia 2011 roku, a data ta zostaje uznana za symboliczny koniec polskiego brutalizmu, co świadczy o tym, jak ogromną stratą dla architektury było zniknięcie dworca.

18 września 2013 roku otworzono Galerię Katowicką kończąc tym samym budowę całkiem nowego kompleksu. Pomimo zniszczenia perły polskiej XX wiecznej architektury zadbano o uwiecznienie chociaż części dziedzictwa starego dworca, zawierając w konstrukcji nowej hali dwa nowe, dość symboliczne w odniesieniu do oryginalnych kielichy, które możemy podziwiać z placu Szewczyka. Na zakończenie powtórzę słowa wielu komentatorów sprawy, które powinny być dla nas przestrogą na przyszłość: o utopijnych innowacjach można łatwo zapomnieć, jeżeli wspaniały obiekt będzie się zaniedbywać. Wtedy zamiast wizytówką i dumą stanie się on przekleństwem i problemem. Dbanie o wyjątkowe obiekty jest naszą wspólną odpowiedzialnością i nie powinniśmy być biernymi obserwatorami decyzji wąskiej grupy aktualnych władz, bo w pogoni za powierzchownym postępem będziemy tracić to, co wyjątkowe.