Jerzy Kukuczka (1948 – 1989)

Zbigniew Markowski

Jerzy Kukuczka

4 września 1965 roku był dniem, który Jerzy Kukuczka wspominał często. Tego dnia siedemnastoletni chłopak z Katowic po raz pierwszy „dotknął tatrzańskiej skały” – rozpoczął prawdziwe wysokogórskie wspinaczki i swoją drogę na szczyty ludzkich możliwości. Uważał, że organizm człowieka jest w stanie wytrzymać znacznie więcej niż się powszechnie uważa, a jego własny organizm zdawał się teorię tę potwierdzać. Koledzy zawsze podkreślali nieprawdopodobną odporność fizyczną i psychiczną Kukuczki, jego determinację i upór w dążeniu do celu. To była autorska metoda na pokonanie najwyższych gór. Liczyła się satysfakcja, bo największe osiągnięcia odbywały się metodami dalekimi od prostych: albo wejście najtrudniejszą drogą, albo szturm zimą, albo – bez użycia aparatu tlenowego. Górami po prostu żył: nawet w podroż poślubną pojechał zdobywać alpejskie szczyty; jego żona wypoczywała w tym czasie na Mazurach.

18 września 1987 także był pamiętnym dniem. Tego dnia razem z Arturem Hajzerem (również reprezentującym środowisko śląskich himalaistów) Kukuczka zdobył szczyt Shisapangma zaliczając tym samym – jako drugi po Reinholdzie Messnerze człowiek na świecie – koronę czternastu ośmiotysięczników. Z tą różnicą, że mieszkańcowi włoskiego Tyrolu walka o koronę Ziemi zajęła ponad szesnaście lat; Jerzy Kukuczka dokonał zaś tego wyczynu w czasie o połowę krótszym. Dodać trzeba, iż w znacznie trudniejszych warunkach.

Wspinanie się w latach polskiego socjalizmu realnego i powszechnej biedy nie było ani popularne, ani zrozumiałe. W czasie jednej z młodzieńczych wypraw Jerzego w Dolomity władze zażądały od niego podpisania oświadczenia, że gdyby doszło do śmiertelnego wypadku, jego zwłoki (ze względu na wysokie koszty) nie będą transportowane do Polski. Zapasy potrzebne na wysokogórskie wyprawy woził swoim maluchem 126 i składował w piwnicy; ten i ów na osiedlu podejrzewał, że Kukuczka jest spekulantem zarabiającym na handlu żywością. Gdy dziś czytamy metryczki opatrzone hasłem „jeden z najwybitniejszych himalaistów na świecie” trudno uwierzyć, iż wszystkie wymieniane osiągnięcia są dziełem zwykłego elektromontera z Katowic, krępego i niskiego chłopaka po zawodówce, którego jedynym kapitałem był upór, umiejętność rozmawiania z ludźmi i pasja.

24 października 1989 roku był dniem ostatnim. Kolejny wybitny, związany z Górnym Śląskiem wspinacz – Ryszard Pawłowski razem z przyjacielem wspinał się na południową ścianę Lhotse. Nie usłyszał – jak w poetyckim tekście śpiewanym przez Krzysztofa Cugowskiego – krzyku pękniętej liny. Zobaczył tylko jak Jerzy Kukuczka zsuwa się po skalnej płycie pokrytej śniegiem. Wspinacz spadł w trzykilometrową przepaść. Zdobycie Lhotse od południa miało być ukoronowaniem kariery Kukuczki, być może nawet – zwycięstwem nad Messnerem, który kilka tygodni wcześniej w tym właśnie miejscu wycofał się wypowiadając opinię, iż jest to wyzwanie, któremu ludzie sprostają dopiero w XXI wieku. Ponoć ulubioną modlitwą Jerzego Kukuczki było zdanie” „przed śmiercią w dolinie uchowaj nas Boże” – to także mu się udało. Ale nikomu nie uda się chyba rozwikłać niezwykłej zagadki śląskiego środowiska himalaistycznego: grupy ludzi, która przy pomocy skromnych środków od połowy lat sześćdziesiątych dokonała prawdziwego wstrząsu we wspinaczkowym sporcie. Autorami tego sukcesu byli tego ludzie na co dzień chodzący po Katowicach i odwiedzający miejsca dziś zwane Osiedlem Kukuczki czy Akademią Wychowania Fizycznego im. Jerzego Kukuczki. Nazwiska części z nich znajdziemy w jeszcze innej części miasta: w Parku Kościuszki, gdzie stanął pomnik śląskich himalaistów.

Henryk Furmanik – zginął w 1974 roku w Górach Świętego Eliasza
Andrzej Hartman – zginął w 1983 roku w Himalajach
Rafał Chołda – zginął w 1985 roku w Himalajach
Jan Nowak – zginął w 1988 roku w Himalajach
Mirosław Dąsal – zginął w 1989 roku w Himalajach
Jerzy Kukuczka – zginął w 1989 roku w Himalajach
Tomasz Kowalski – zginął w 2013 roku w Karakorum
Artur Hajzer – zginął w 2013 roku w Karakorum