Stalinogród

Zbigniew Markowski

Stalinogród

Przez dziesięciolecia przyczyna śmierci Józefa Stalina owiana była mgłą tajemnicy. Szeptano o funkcjonariuszach NKWD, którzy ponoć dobili konającego generalissimusa, o roli Ławrientija Berii, o tajemniczym środku trującym. Dziś wiemy już na pewno, że twórca najbardziej zbrodniczego systemu sprawowania władzy w dziejach ludzkości zmarł śmiercią naturalną. Bezpośrednią przyczyną był udar lewej półkuli mózgu, który spowodował krwawienie żołądka i utratę przytomności. Postępująca od lat miażdżyca dołożyła do tego bilansu swój wkład. Sowiecki przywódca konał cztery dni; gdy 5 marca 1953 roku funkcje życiowe ustały, ruszyła propagandowa machina, by wywołać masowy, niespotykany dotąd w skali globu żal graniczący w wielu przypadkach z histerią. Z całego świata (choć często za sprawą agentury) nadchodziły do Moskwy kondolencje, całe wagony wieńców i kwietnych wiązanek, podejmowano zobowiązania produkcyjne oraz zmieniano nazwy miast tak, by uczcić Stalina.

Jedną z ofiar stalinowskiej histerii stały się Katowice, choć nie były one jedynym miastem, którego nazwę zmieniono na cześć radzieckiego wodza. Węgrom zafundowano Sztálinváros, Bułgarom miasto Stalin, Albańczycy dostali Qyteti Stalin, Rumuni – Oraşul Stalin, Niemcy dorobili się Stalinstadt. Stolica Śląska do roli takiej nadawała się wyśmienicie: była administracyjnym centrum krainy węgla i stali: kojarzyła się więc z popularnym metalem, od którego swój stalowy pseudonim przyjął Józef Dżugaszwili. Podobnym tropem podążyli Niemcy, których stalinowskie miasto przedtem nosiło nazwę Eisenhüttenstadt. Plotka mówi, że mocnym i wcześniejszym kandydatem do roli Stalinogrodu była Częstochowa, ktoś jednak zorientował się, że prowadzi to do absurdalnego pojęcia Matki Boskiej Stalinogrodzkiej. Decyzję o przechrzczeniu Katowic podjęto w nieprawdopodobnym tempie: gdy 9 marca w Moskwie rozpoczynał się pogrzeb, gazety w stolicy Śląska głosiły już, że ukazały się w Stalinogrodzie, tablice przy wjeździe do miasta oznajmiały, iż tu zaczyna się Stalinogród. W zakładach pracy całej Polski odbywały się masówki, akademie, wysyłano obowiązkowe depesze kondolencyjne do radzieckiej ambasady. Odezwały się nawet dzwony, w tym zygmuntowski z królewskiego Krakowa, gdzie niechętnych całej operacji dzwonników zastąpić mieli ponoć żołnierze.

Pierwsze metryki urodzenia z wpisanym Stalinogrodem wystawiono już 7 marca. Złote dni przeżywały zakłady produkujące pieczątki, zaś megafon na dworcu ogłaszał przybycie pociągu do Stalinogrodu, dawniej – Katowic. Znikały stare tablice z elewacji szkół i urzędów, drukowano nowe mapy i pocztówki, zmieniano numery rejestracyjne samochodom. Zmiana była o tyle głęboka, że nazwę zmieniło również województwo nazywające się teraz stalinogrodzkim. Mimo imponującego tempa zmian starano się zadbać o stworzenie pozorów, bo pomysł na przemianowanie Katowic miał w fałszywym zamyśle pochodzić właśnie ze Śląska. Oficjalnie autorstwo metamorfozy przypisano miejscowemu Komitetowi Wojewódzkiemu Polskiej Zjednoczonej Partii Robotniczej. Z późniejszych ustaleń (także ze wspomnień Edwarda Gierka) wynika jednak, iż pomysłodawcami byli przedstawiciele władz centralnych: Jakub Berman z Komitetu Centralnego i pierwszy sekretarz Bolesław Bierut. Później przyszła pora na uzasadnienie w Sejmie. Do roli tej także wyznaczono Ślązaka – literata Gustawa Morcinka. W odróżnieniu od innych literatów, którzy dali się ponieść histerycznej fali po śmierci Stalina (wiersze żałobne napisali między innymi: Konstanty Ildefons Gałczyński, Anatol Stern, Wisława Szymborska; teksty: Jarosław Iwaszkiewicz, Zofia Nałkowska, Julian Tuwim, Maria Dąbrowska, Mieczysław Jastrun, Julian Przyboś i Władysław Broniewski) Morcinek wiedział, że jego przemówienie jest wyrokiem cywilnej śmierci. 28 kwietnia – blady jak ściana – stanął przy sejmowej mównicy by uzasadnić przemianowanie Katowic.

Gustaw Morcinek – w swoim jakże bajkowym stylu – stwierdził, że nawet gdyby nie nadano Katowicom nazwy Stalinogrodu, mieszkańcy i tak mówiliby „Stalinogród”. Zupełnie inny przekaz dotarł na Śląsk za sprawą fal radiowych rozgłośni „Wolna Europa”. Alojzy Adamczyk – emigracyjny działacz związkowy stwierdził, iż Stalinogród jako symbol zniewolenia nigdy nie zostanie przez Ślązaków zaakceptowany. Tak stało się w istocie, reakcje zaś wahały się od skrajnej tragedii aż do wymiaru komediowego. Trzy licealistki: Barbara Galas, Natalia Piekarska i Zofia Klimonda na dziecięcej drukarce sporządziły i rozpowszechniły ulotki sprzeciwiające się zmianie nazwy miasta. Były też napisy na murach, nie tylko takie o Stalinogrodzie ale również wymierzone w komunę. Komuna odpowiedziała agresją. Bitą podczas śledztwa najstarszą z dziewczyn skazano później na 4 lata więzienia, pozostałe trafiły do poprawczaka. W 2004 roku dwie pierwsze z kobiet otrzymały tytuły honorowych obywatelek Katowic, trzecia z nich już wówczas nie żyła. Katowice miały zostać starte z powierzchni planety. Jeżeli ktoś wysyłając list zaadresował go do miasta o starej nazwie, przesyłka (zgodnie z poleceniem władz) nie była dostarczana do adresata. Istniał bowiem Stalinogród, a Katowice umarły. Choć Stalin mścił się zza grobu, sztuczna i dziwaczna nazwa miasta budziła również śmiech. Z ust do ust powtarzano opowieść o pijaku, który – po niespodziewanym przebudzeniu przez kolejowy megafon – myślał, że został teleportowany do Stalingradu. Niewielu wiedziało, że podobna historia, choć ze znacznie szczęśliwszym zakończeniem zdarzyła się niecałe trzydzieści lat temu w Zabrzu. Do ówczesnej Rady Miasta, w której duży, trzydziestoprocentowy udział mieli komuniści, wpłynął wniosek, by nadać miastu miano Leninburg. Międzywojenni radni chcieli w ten sposób uczcić śmierć wodza radzieckiej rewolucji. Wniosek miał charakter jedynie symboliczny, nie było bowiem nawet cienia szansy, by uzyskał większość w jakimkolwiek głosowaniu. Po wojnie w Katowicach przypadek ten powtórzył się jednak naprawdę.

Po II wojnie światowej Katowicom próbowano nadać choć trochę sowieckiego stylu: w latach 1948 – 1951 wzniesiono Pałac Młodzieży ozdobiony licznymi płaskorzeźbami sławiącymi idee komunistyczną. Socrealizm prezentował również zbudowany nieco później (w 1955 roku) Dom Związków Zawodowych złośliwie zlokalizowany tuż obok historycznej siedziby Sejmu Śląskiego. Miasto jednak pozostało śląskie i po trzyletnim epizodzie ze Stalinogrodem śladu dziś już nie ma. Gdy Chruszczow skrytykował stalinizm i fala zmian zaczęła powoli obejmować cały obóz socjalistyczny oficjalnie powrócono do nazwy „Katowice”. Stało się to na mocy dekretu Rady Państwa z 21 października 1956 roku zatwierdzonego przez Sejm w marcu roku następnego. Tym razem nie było już potrzebne uzasadnienie żadnego literata ani żadnej egzekutywy. Z czasem pojęcie „stalinowca” przestało być zaszczytne i stało się tak naprawdę wyzwiskiem, bo trudno spodziewać się lepszej pamięci kogoś, kto odpowiada za śmierć kilkudziesięciu milionów ludzi. Od czasu do czasu na internetowych aukcjach trafić można na szyld urzędu, stare zdjęcie lub znaczek pocztowy ze Stalinogrodem w roli głównej. W Katowicach została tylko smutna, choć potrzebna pamiątka tamtych czasów: płaskorzeźby w Pałacu Młodzieży, na których bez trudu odnajdziemy najważniejsze symbole komunizmu w stalinowskim wydaniu: kłosy zbóż, rolnicze sierpy i robotnicze młoty wykonane ze stali. Stali mocnej jak reżim Stalina.