Zbigniew Markowski
Śląskie żdżadło (można także spotkać pisownię „zdżadło”, „zdrzadło”) ma prawdopodobnie za sobą kilka tysięcy lat historii. To jeden z elementów języka prasłowiańskiego, który w gwarze zachował się w postaci pierwotnej, podczas gdy główna linia rozwojowa polszczyzny zepchnęła go na boczny tor. Ponieważ prasłowiański jest językiem rekonstruowanym na podstawie wielu języków słowiańskich, trudno z dużą dokładnością prześledzić dzieje żdżadła. Wszystko jednak wskazuje, iż na początku był przedmiot nazywany „zdrědlo”, przekształcony później w staropolskie „zdřadło” czy też „zdřało”. Rdzeń pochodzi od czynności patrzenia, spoglądania; przyrostek „dło” sugeruje, iż mamy przed sobą narzędzie. Narzędzie do patrzenia czyli lustro.
Mikołaj Rej używa już pojęcia „źwierciadło”, które do dziś zarezerwowane jest dla pojęć o charakterze metaforycznym, poetyckim, wysublimowanym lub technicznym (zwierciadło optyczne) bo język polski na co dzień posługuje się przecież wyrazem „lustro” (z łacińskiego „lustrum” oznaczającego kałużę, w której przecież też od biedy można się przejrzeć). Zwierciadło przetrwało w bajkach, gdzie pełni rolę podpowiadacza, kto też jest najpiękniejszy na świecie. Co nie zmienia faktu, iż prasłowiańszczyznę słychać w tej sprawie i u Czechów oglądających się w zrcadle, i u Rosjan używających zierkała. Na Górnym Śląsku każde (także poetyckie) lustro jest żdżadłem, jak w ludowej piosence:
W Raciborzu na ryneczku
Stoi panna w okieneczku.
Stoi, stoi, upłakuje,
Białe rączki załamuje.
Podajcież mi moje zrzadło
Jak mi moje liczko zbladło.
Ślązaczki od niepamiętnych czasów używały lustra jeśli tylko było je na przedmiot taki stać. W przeciwnym razie czekał je los utopca z konieczności przeglądającego się (o czym wspominają liczne opowieści) w lustrze wody. Kobieta potrzebowała żdżadła nie tylko w celu dokonania ostatecznej kontroli wyglądu przed wyjściem z domu. W drugiej połowie XIX wieku powszechne były zabiegi podnoszące nieco walory wizualne pań – stosowano hennę, której wykonanie bez lustra jest wyjątkowo trudne. Kobieta urodzona około roku 1920 (opisywana przez Aleksandrę Kunce w eseju „Jak smakuje dom”) miała już specjalny mebel: szafkę z zamocowanym żdżadłem towarzyszącą zazwyczaj misce do mycia oraz dzbanowi na wodę. Kultura mieszczańska dorobiła się mebla zwanego „fryzjertoaleta” czyli poczciwej toaletki wyposażonej dodatkowo w szufladki czy przegródki.
Spoglądanie w lustro nie zawsze było jednak właściwe, ciężarnej mógł pojawić się tam diabeł lub inny rzucający złe czary stwór z zaświatów. Czasem posuwano się nawet do zasłaniania lustra kawałkiem tkaniny. Ślązakom – według relacji Barbary Szmatloch – żdżadło potrzebne było nawet w chwili śmierci. Ponieważ do umierającego z reguły nie wzywano lekarza, domowym sposobem na określenie czy człowiek jeszcze żyje było przykładanie do ust lusterka. Jeżeli powierzchnia żdżadła zachodziła parą, świadczyło to o obecności oddechu. Międzywojenny śląski elegant dysponował już przenośną wersją lusterka zwanego w oczywisty sposób żdżadełkiem. Wyrazu „żdżadło” używa się również na Kaszubach.