Zbigniew Markowski
Blanche von Donnersmarck
I bliższa, i dalsza rodzina Guido Donnersmarcka nie była zadowolona z jego romansu. Paryskie plotki nie zostawiały na pani de Paiva suchej nitki: szeptem powtarzano sobie informację o tym, że ma ona w swojej łazience trzy krany: z wodą zimną, ciepłą oraz z szampanem. Mówiono o tajemniczych schodach pożądania, których stopnie – za niewiarygodnie wysoką cenę – wykonano z onyksu lub malachitu, a po których stąpali jedynie wtajemniczeni mężczyźni. Prawdziwym problemem było jednak to, że starsza od górnośląskiego magnata o ponad dziesięć lat tajemnicza Therese jest po prostu luksusową kurtyzaną.
Gwidon mógł sobie jednak lekceważyć wszelkie opinie – był na wysokiej fali wznoszącej. Po pierwsze dlatego, że po wyprowadzeniu rodzinnego interesu na prostą wszedł już do panteonu najbogatszych ludzi Europy. Po drugie – odnosił sukcesy na międzynarodowej scenie politycznej. Razem z Bismarckiem negocjował właśnie wojenne kontrybucje od pokonanej w latach 1870 – 71 Francji, gdyby tylko chciał mógł zostać ministrem, wszystkie salony świata stały przed nim otworem. Do małżeństwa więc ostatecznie doszło i romans stulecia znalazł swój szczęśliwy finał w Świerklańcu, gdzie para ostatecznie osiadła. Przyjazd do rodowej posiadłości Donnersmarcków podzielił życie Therese na dwie części: pierwszą od urodzenia w 1819 roku do roku 1867 (spędzoną głównie w paryskich salonach) i drugą – na Górnym Śląsku, w roli statecznej mężatki aż do śmierci w roku 1887. Gdybyśmy spisali wszystkie nieścisłości w życiorysie Therese, powstałoby co najmniej kilka grubych tomów. Informacje stuprocentowo pewne zmieściłyby się na niewielkiej karteczce.
Swój życiorys bez wątpienia zmyśliła w bardzo wielu ważnych punktach. Gdy brylowała w Paryżu zdarzało jej się twierdzić, iż pochodzi z rodziny moskiewskiego przemysłowca włókienniczego, choć czasem za swojego ojca podawała niejakiego księcia Konstantego Pawłowicza. Niektórzy historycy uważają, że przyszła na świat w Nysie jako Estera Lachmann, córka ubogiego krawca, względnie – człowieka posiadającego niewielki zakład tekstylny. Wersję nyską zdaje się potwierdzać jej znajomość języka polskiego (oprócz tego władała biegle także rosyjskim, francuskim, niemieckim i angielskim); w końcu ówczesna – choć pruska – Nysa, na pewno bliższa była polskim obszarom językowym niż stolica Rosji. Imię zmieniała dwukrotnie: na użytek salonów nazywała się Therese, później już po ślubie z Donnersmarckiem – przybrała imię Blanche.
Mgłą tajemnicy owiane jest też jej pierwsze małżeństwo: wyszła ponoć za pracownika swojego ojca lub jakiegoś biednego krawca. Według jednej historii – nie miała z nim dzieci, według innych – ze związku tego narodził się syn. Nawet w tym punkcie znów pojawiają się rozbieżne wersje: jeśli syna miała, to albo porzuciła go i odeszła od schorowanego męża, albo zostawiła męża zabierając syna, na utrzymanie którego zarabiała prostytucją w Paryżu. Wiemy, że związała się węzłem małżeńskim z austriackim pianistą Henri Herzem, choć oczywiście jest i wersja mówiąca, iż nigdy małżeństwa takiego nie zawarła. To Herz wprowadził ją w sfery artystycznych elit – poznała Hansa von Bulowa, Ryszarda Wagnera i wielu innych. Mały rudzielec musiał mieć swój nieodparty urok, skoro wielu oczarował ponad zwykłą miarę. Literaturoznawcy twierdzą, iż Fiodor Dostojewski uwiecznił ją w roli Nastazji Filpownej z “Idioty”, stanowiła ponoć pierwowzór postaci Mimi z “Cyganerii” Giacomo Pucciniego oraz tytułowej Nany u Emila Zoli. Teofil Gautier pisał na jej cześć sonety. Umieszczono ją w zestawieniach najbardziej wpływowych kobiet tamtych czasów, trafiła także na listę najznaczniejszych kurtyzan wszech czasów. Pani Herz miała jednak doprowadzić swojego męża do ruiny i zostać utrzymanką angielskiego lorda. Później wyszła jeszcze za portugalskiego arystokratę, który nazywał się iście po portugalsku: Albino Francesco de Paiva Araujo.
Nawet pierwsze spotkanie z Hugonem Donnersmarck ma różne wersje. Oficjalnie poznali się w operze, niektórzy twierdzili jednak, że nastąpiło to w Monte Carlo (podczas gry w ruletkę), względnie – przy jakiejś innej okazji w Londynie. Ale niezależnie od miejsca – przemysłowiec znalazł się pod ogromnym urokiem pani de Paiva, podobnie jak zdecydowana większość mężczyzn przewijających się przez jej życie. W odróżnieniu od innych adoratorów Donnersmarck preferował prezenty nieco inne niż kwiaty, biżuteria czy sonety, on dawał rezydencje: pałac w Pontchartrain czy dom na Polach Elizejskich w Paryżu. Druga z wymienionych nieruchomości stanowi dziś pamiątkę po pani Donnersmarck: pod numerem 25 mieści się Hotel de Paiva. Najważniejszy, największy i najcenniejszy prezent Guido kazał zbudować w Świerklańcu – specjalnie dla swojej żony, która po ślubie zaczęła używać imienia Blanki. Tak powstał pałac zwany Małym Wersalem. Wybudowany w latach siedemdziesiątych dziewiętnastego wieku prezent liczył 99 pokoi, by konstrukcja dobrze trzymała się na dość podmokłym gruncie trzeba było wbić wpierw w ziemię ponad 2000 dębowych pali długich na 10 metrów. Neorenesansowy pałac w pełni zasługiwał na miano Wersalu. Zaprojektował go zresztą twórca Luwru – Hector Lefuel, nadworny architekt Napoleona III. Autorem rzeźb przed frontem pałacu był słynny twórca zwierzęcych wizerunków – Emmanuel Frémiet. Kilkaset metrów dalej, także specjalnie dla Blanche, urządzono sztuczne ruiny w kształcie romantycznej, zachowanej do dziś wieży. Całości dopełniała dodatkowa rezydencja zwana dziś Pałacykiem Kawalera przeznaczona na potrzeby cesarza. Władca był w Świerklańcu wyczekiwanym gościem, Hugon starał się bowiem o książęcy tytuł, w czym pomagały wspólne z Wilhelmem II polowania.
Spokojne życie Estery, Teresy, Bianki Lachmann, Herz, de Paiva, Donnersmarck skończyło się równie tajemniczo, jak przebiegało. Oficjalnie jako przyczynę zgonu podano chorobę krążenia, długo jednak szeptano o tym, że gdy pod niemal siedemdziesięcioletnią Bianką spłoszył się wierzchowiec, jej szyja utknęła między konarami parkowych drzew. Inna wersja opowiada o szalu, który pechowo zaplątał się w konary dusząc nieszczęsną arystokratkę. Ktoś ze służby widział ponoć konającą damę, ale odwrócił wzrok i nie pospieszył z pomocą znienawidzonej, kapryśnej pani. Życiorys, przy którym informacje z plotkarskich portali internetowych zdają się być opowiastkami dla grzecznych dzieci, zakończył się tragicznie. Tragicznie zakończył się też los niezwykłego pałacu w Świerklańcu – został on doszczętnie spalony w czasie ofensywy Armii Czerwonej pod koniec II wojny światowej. Żołnierze wyciągnęli wówczas z mauzoleum zmumifikowane zwłoki Blanche von Donnersmarck (najprawdopodobniej w poszukiwaniu biżuterii), jakiś litościwy człowiek pochował je potem w nieznanym miejscu.
Guido Henckel von Donnersmarck miał więcej szczęścia. W 1901 roku otrzymał tytuł pruskiego księcia, wcześniej – ożenił się powtórnie z rosyjską arystokratką Katarzyną Slepcow, z którą miał dwóch synów. Zmarł w 1916 roku, gdy kończyła się era pięknych paryskich kurtyzan i wielkich przemysłowych fortun Górnego Śląska.