Zbigniew Markowski
Konstanty Wolny
Sytuacja wyglądała jak zwyczajne spotkanie zwyczajnych nastolatków na korytarzu zwyczajnej szkoły. Był jeszcze XIX wiek, placówka nosiła dumną nazwę Das Städtische Gymnasium zu Kattowitz i mieściła się przy August – Schneiderstraße. Ale choć teoretycznie wszystko było naznaczone językiem niemieckim, starszy z uczniów miał na temat i Kattowitz, i Schlesien własne, nieco inne od oficjalnego zdanie. Organizował właśnie nielegalne kółko mające skupiać uczniów o polskiej tożsamości, spytał więc krótko choć nieco prowokacyjnie tego drugiego: – Czy ty jesteś Polakiem? Młodszy nie zastanawiał się długo: – Nie, jestem Ślązakiem. Choć początek nie był zachęcający, okazał się startem do niezwykle trwałej, sięgającej aż do śmierci przyjaźni obu uczniów. Pierwszy nazywał się Wojciech Korfanty, drugi – Konstanty Wolny.
Konspiracyjna przygoda siedmiu chłopców, którzy w realiach Kulturkapfu chcieli poznawać polską historię i literaturę zakończyła się, gdy Korfanty został w 1985 roku karnie wyrzucony ze szkoły. Śledztwo w sprawie pozostałych uczestników kółka nic nie dało: Wojciech całą winę wziął na siebie chroniąc pozostałych sześciu wspólników. Do następnego spotkania z Wolnym doszło we Wrocławiu: tam Konstanty studiował prawo po rocznej przygodzie z medycyną (choć ojciec widział go raczej w roli księdza). I tam były polskie organizacje, tam też dała wyraźny sygnał prawnicza błyskotliwość Konstantego Wolnego. Po delegalizacji jednej z grup, by chronić dokumentację organizacyjną przed konfiskatą, prawniczy adept wpadł na niecodzienny pomysł. Wszystkie ważne papiery spakował do jednej koperty i zdeponował ją w sądzie jako własny testament: tam, pod czujnym okiem państwa dokumenty były całkowicie bezpieczne.
Rok 1907 przyniósł zakończenie nauki zwieńczone państwowym egzaminem prawniczym (zwanym wielkim) oraz zakończeniem aplikacji. Zakończyła się również część życia wyznaczona miastami Breslau – Görlitz – Berlin, przyszła pora powrotu na Śląsk. Wolny rozpoczął błyskotliwą karierę adwokacką w Gliwicach w nadzwyczaj ciekawych czasach kulturowego umacniania pruskiego państwa. Występował jako obrońca w procesie członków Towarzystwa Katolickich Mężów i Młodzieńców. Niemal stuosobową, pochodzącą z kilku pobliskich miast grupę oskarżono na podstawie zeznań policyjnego prowokatora, który w repertuarze swoich działań miał między innymi śpiewanie zakazanych prawem polskich piosenek i rozdawanie nielegalnych znaczków z białym orłem. Zdecydowaną większość podsądnych udało się uratować, pozostałym wymierzono tylko symboliczne kary. W nastawionych propolsko organizacjach wiadomo było, że w razie kłopotów można bez wahania zwrócić się do Wolnego i liczyć na skuteczną, często bezpłatną pomoc. W archiwach zachowała się nawet dysertacja doktorska księdza Wiktora Potempy z niecodzienną dedykacją: „Wielm. Panu mecenasowi adwokatowi, swemu obrońcy. Z wdzięcznością Ks. [Fi] Potempa, Bytom, 14 marca 1921”. Błąd popełni ten, kto uzna, że Konstantemu wystarczał zawód adwokata. W ciągu zaledwie kilku lat do życiorysu dopisał on sobie funkcję gliwickiego radnego, organizatora Towarzystwa Gimnastycznego „Sokół” w tym mieście, prezesa Związku Kół Śpiewaczych i aktywnego członka Polskiego Towarzystwa Demokratycznego, które Wolny w 1911 roku zamienił na Stronnictwo Polskie.
Czasy stawały się jednak coraz ciekawsze i zbliżało się trzecie spotkanie z Wojciechem Korfantym. Po drodze była jeszcze I wojna światowa, która dla Wolnego (będącego tak zwanym elementem niepewnym) oznaczała aresztowanie i krótkotrwały pobyt w więzieniu. Później służył w wojsku: wpierw jako szeregowy żołnierz (pomocnik weterynarza), następnie w charakterze sztabowego tłumacza. Z wojny wrócił już do Bytomia i wtedy wydarzenia nabrały kosmicznego tempa. Korfanty wygłosił słynne przemówienie w Reichstagu, powstała Naczelna Rada Ludowa (w której składzie znalazł się Konstanty Wolny), odrodziło się polskie państwo, rozpoczęła się wielka rozgrywka o podział Górnego Śląska. Wolny przebywał w samym środku historycznego wiru. Szybko stał się osobą ubezpieczającą od strony prawnej wszelkie działania strony polskiej. Pełnił funkcję zastępcy komisarza Sekretariatu Plebiscytowego i szefował Komisji Samorządowej, która opracowała Statut Organiczny Województwa Śląskiego. De facto stał się głównym autorem tego aktu prawnego. To właśnie jemu przypisuje się dokładne brzmienie słynnego 44. artykułu Statutu mówiącego o zakazie ograniczenia autonomii Śląska bez zgody śląskiego Sejmu. Potrafił bezlitośnie walczyć z teoriami o fasadowym znaczeniu samorządności Górnego Śląska, choćby za pomocą wypowiedzi w stylu: „Uważam, że Sejm Rzeczypospolitej Polskiej, gdyby dla celów agitacyjnych, dla blagi, dał Śląskowi statut autonomiczny, to byłby się jako ustawodawca sprostytuował”.
Kiedy ukonstytuował się Sejm Śląski Konstanty Wolny (głosami 43 na 48 deputowanych) został jego marszałkiem. Funkcję tę pełnił przez trzy kadencje: od roku 1922 do 1935. Regionalny parlamentaryzm był jego żywiołem. Reprezentował Chrześcijańskie Zjednoczenie Ludowe, niekończące się spory potrafił sfinalizować jednym, krótkim i błyskotliwym zdaniem. Z wielką klasą i honorem przechodził kolejne polityczne zawirowania, zwłaszcza następujące jedne po drugich akty rozwiązujące Sejm Śląski, po których posłowie z olimpijskim spokojem wciąż na stanowisko marszałka wybierali Konstantego Wolnego. I jemu współcześni, i historycy często podkreślają obiektywizm Wolnego oraz jego poszanowanie litery prawa. Właśnie z tego powodu nie mógł poprzeć majowego zamachu w 1926 roku. Jako człowiek aktywny nie poprzestał – rzecz jasna – na polityce. Pełnił funkcję dziekana katowickiej Rady Adwokackiej, zapoczątkował gromadzenie księgozbioru Biblioteki Sejmu Śląskiego, która po wielu latach stała się dzisiejszą Biblioteką Śląską. Gdy odchodził na emeryturę, otrzymał na pamiątkę oryginalną marszałkowską laskę, która przez tyle lat stanowiła jego honorowe narzędzie pracy.
Starszego o cztery lata Korfantego przeżył Konstanty Wolny tylko o rok. Wojciech umarł tuż przed wybuchem II wojny światowej, Konstanty zdołał wyjechać z Katowic przed wkroczeniem Niemców. Wiadomo, co stałoby się w razie schwytania emerytowanego marszałka: dla polskiej inteligencji na Śląsku jesień 1939 roku była wyjątkowo krwawa. Wolnego zabił jednak zawał serca, pochowano go smutnego listopadowego dnia na cmentarzu we Lwowie. Ostatnie spotkanie Konstantego Wolnego i Wojciecha Korfantego nastąpiło w połowie 2012 roku. Doczesne szczątki prawnika sprowadzono z Lwowa i uroczyście pochowano na katowickim cmentarzu przy ulicy Francuskiej. Na swojego kolegę Korfanty czekał tam już od 73 lat. Kwatery wielkich Ślązaków znajdują się w niewielkiej odległości od siebie, ale wystarczy wyjść przez cmentarną bramę i przejść na drugą stronę ulicy, by znaleźć się tuż obok gmachu historycznego Sejmu Śląskiego. Miejsca, które obaj politycy sobie wymarzyli, zbudowali i z powodzeniem prowadzili. Półokrągły korytarz przylegający do sali obrad wypełniony jest portretami zasłużonych. Ktoś niezorientowany może powiedzieć, iż wizerunek Wolnego znajduje się na samym końcu. To nieprawda: od Konstantego Wolnego śląski parlamentaryzm się zaczął i tam, gdzie spogląda on na nas z portretu jest początek wszystkiego.
Namalowany Konstanty zachował bystre, inteligentne spojrzenie. Zachowaniem pamięci o marszałku śląskiego Sejmu zajmuje się natomiast jego wnuk – człowiek noszący dokładnie to samo imię i to samo nazwisko. Konstanty Wolny – wnuk doprowadził do przeniesienia prochów z Lwowa, to on jest autorem monografii na temat dziadka, to on wielokrotnie opowiadał młodym i stary o dorobku marszałka Sejmu Śląskiego. Warto poczytać słowa napisane przez młodszego Wolnego i zapamiętać jak najwięcej. Łatwo jest pisać o wielkich ludziach, trudniej sprawić, by inni o nich nie zapomnieli.