Rozbarskie korale

Zbigniew Markowski

Rozbarskie korale

Jedna z rozlicznych legend zapisanych piórem Józefa Lompy wspomina o pasterzach, którzy w czasie zarazy znaleźli zawieszony przy okiennej framudze sznur korali. Przyzwyczajeni do dziwnych, często niezrozumiałych zjawisk w dawnych opowieściach nie zastanawiamy się, po co ktoś miałby wieszać biżuterię w oknie. Powód takiego zachowania jednak był: w wielu kulturach wierzono, iż korale chronią przed złymi mocami: chorobą, urokiem czy nieszczęściem. Przekonanie o tej magicznej sile istniało w starożytności: Owidiusz wspomina nawet, iż koralowiec to nic innego, jak zakrzepła krew Gorgony – meduzy, której Perseusz odciął głowę. Stąd pochodzić ma magiczna siła korali.

Gdy przyglądamy się temu, co pozostawili na dnie morza przedstawiciele gatunku corallium rubrum (koral szlachetny zwany także czerwonym) – skojarzenie rzymskiego poety wydaje się bardzo trafne. Czerwony koral należy do gromady koralowców, te zaś wchodzą w skład świata parzydełkowców zwanych po łacinie cnidaria. Węglanowe szkielety (ochronne gałązki koralowiny o długości do 40 centymetrów) służą twórcom ozdób od niepamiętnych czasów, a i dziś – choć wszechświat biżuterii rozrósł się do niewyobrażalnych rozmiarów – korale cieszą się i uznaniem, i popularnością. Porządne korale są – tak jak w wielu piosenkach – czerwone. Corallium rubrum może przybierać wiele różnych odcieni tego koloru. W czasach Chrystusa koralowce uważano nawet za lekarstwo: miał być skuteczne na choroby oczu, obniżać gorączkę i zwalczać kamienie nerkowe.

W tradycyjnym stroju rozbarskim (zwanym też bytomskim) sznury czerwonych korali są bardzo mocnym akcentem. Nie tylko z powodu pięknej barwy, ale także dlatego, że Ślązaczki biżuterii nosiły niewiele: jeśli nie liczyć złotych agrafek do spinania merinki reprezentowały ją jedynie korale oraz zauszniczki czyli kolczyki. Choć strój rozbarski kojarzony jest dziś z Bytomiem, rozpowszechniony był na dużym obszarze wyznaczonym przez trójkąt Mysłowice – Tarnowskie Góry – Racibórz. W połowie XIX wieku, gdy kanon bytomskiego stroju dopiero się kształtował, Rozbark był bogatą wsią, którego mieszkańcy stanowili influencerską szpicę ówczesnej mody. Korzenie stylu rozbarskiego sięgają oczywiście czasów znacznie wcześniejszych: w kabotku specjaliści odnajdują echa ubiorów renesansowych, zaś ideologiczne kłótnie o to, czy ubiór chłopów spod Bytomia jest bardziej niemiecki, czy polski prowadzono już w połowie XVIII wieku. Wizerunki mieszkańców tej części Śląska sprzed XIX wieku korali jednak nie zawierają: na kobiecych szyjach można zauważyć co najwyżej skromną chustkę w kolorze zielonym.

Dobry czas dla strojniś nastąpił dopiero wtedy, gdy Górny Śląsk doczekał się swoich złotych czasów: rozwój przemysłu przyniósł realne pieniądze, zaś maszynowa produkcja pozwoliła na szybkie upowszechnianie atrakcyjnych wzorów. To właśnie w połowie XIX wieku Ślązaczki wreszcie mogły sobie pozwolić na zakup wydobywanych z Morza Śródziemnego koralowców, założyć je na szyję i używać do swoich celów. Cele zaś były dwa: po pierwsze – ochrona przed złymi mocami. Kobiecie w koralach lub zausznicach nie groziło ani złe spojrzenie, ani choroba; uszy przekłuwano więc dziewczynkom dość wcześnie, nawet w wieku 5-6 lat, na odpowiednie okazje zakładano im także korale. Druga funkcja korali związana była z życiem społecznym: świadczyła o statusie majątkowym, bo korale po prostu były drogie – zresztą od bardzo dawna. W starożytności ich wartość porównywano z wartością srebra, w XIX wieku wydobycie, obróbka i transport koralowca (najczęściej z wybrzeża Adriatyku lub z włoskich czy francuskich brzegów Morza Śródziemnego) również do najtańszych nie należały. Marek Szołtysek podaje, że cena korali mogła równać się cenie krowy, a autor o sto lat wcześniejszy – ksiądz Norbert Bończyk uwypukla zjawisko to w wierszu:

A niewiasty w trzewiczkach z długiemi korkami
W sukni ciężkiej, lałdzistej, z przodu z fartuchami
Zielonego jedwabiu, gorset lamowany;
Szal bieluśki, o kibić najzgrabniej rzucany;
A u szyi korale niezmiernej wartości.
Zaiste Rozbarczanka równa się Jejmości

Rozbarczanka z XIX wieku nie tylko pod wieloma względami przypominała strojem szlachciankę (jejmość) lub mieszczankę (z której ubioru często czerpała inspirację). Mimo iż reprezentowała chłopstwo lub rodzinę jednocześnie zatrudnioną w przemyśle i w rolnictwie, miała całkiem sporo pieniędzy. Owa „niezmierna wartość” korali była oczywiście stopniowana. O dostatku świadczyły bowiem już trzy sznury beczułkowatych korali, bogactwa dowodziło pięć sznurów, kobieta z siedmioma sznurami była już najprawdziwszym krezusem. Wszystko rzecz jasna pod warunkiem, że prezentowano korale oryginalne, a nie jakieś tanie podróbki. Podróbek zresztą od samego początku pojawiało się sporo, bo pokusa noszenia efektownych sznurów stanowiła bardzo silne wyzwanie. Stąd na dawnym Śląsku podział na korale: „prawe” (czyli prawdziwe, zrobione z koralowca), „kamionki” – nieco tańsze ale posiadające pewną wartość korale na bazie kamieni czy laki oraz „paciorki” czyli najtańsze ozdoby wykonane z jakiegokolwiek (byle estetycznego) surowca.

W świecie mody Górnego Śląska funkcjonowały jeszcze „żigloki” czyli korale w kolorze żółtym. Żółty naszyjnik był czasem bardzo potrzebny, bo gdzieniegdzie funkcjonował przesąd, iż panna młoda w dniu ślubu nie powinna mieć na sobie niczego w kolorze czerwonym. Tradycyjne korale zastępowano wówczas żiglokami z bursztynu lub innego materiału. Ślubne przepisy to osobny rozdział koralowej opowieści: jeżeli oblubienica należała do Sodalicji Mariańskiej, miała prawo przymocować do korali solidny, masywny krzyżyk na błękitnej wstążce. Jeśli nie należała – obowiązującym kolorem wiązania była zieleń.

Krzyżyk wieszany często na koralach również do tanich nie należał: w bogatych rodzinach obowiązkowo musiał być złoty, w uboższych – pozłacany, biedniejsze familie zadowalały się tombakiem. Tak korale, jak i krzyżyk poprzez swoją wartość stanowiły lokatę kapitału i obiekty otoczone dbałością. Przed schowaniem korali śląska kobieta pieczołowicie zawijała je w czerwoną tkaninę: chodziło o to, by wystawiony na działanie słonecznych promieni koral nie wybarwiał się z czasem. Ludzie przesądni uważali, że wybarwienie korali zwiastuje rychłe pogorszenie stanu zdrowia ich właścicielki. Ozdobne sznury, krzyżyki czy kolczyki (podobnie jak cały kobiecy strój) przechodziły z matki na córkę a poprzez swoją wysoką jakość mogły służyć wielu pokoleniom. Korale mogły zostać również złożone w kościele jako ofiara wotywna będąca świadectwem otrzymanej łaski.

Rozbarski strój, choć jest tylko jednym (obok raciborskiego, cieszyńskiego, pszczyńskiego i opolskiego) z tradycyjnych ludowych śląskich strojów, często traktowany jest jako etnograficzna wizytówka Górnego Śląska. I choć w obecnym kształcie obecny jest na Śląsku już od ponad 150 lat, wciąż możemy odkrywać go na nowo. Odkrywać i odnotowywać zmiany. Końcówka XX wieku wzbogaciła strój bytomski o nowe akcenty kolorystyczne, po II wojnie światowej uzupełniono go o szyfony. Nie wszędzie przetrwał: formuła ciągła zachowała się w Dąbrówce Wielkiej, Radzionkowie, Piekarach Śląskich i Bytomiu, choć za sprawą lokalnej aktywności w wielu miejscach odradza się, zwłaszcza przy uroczystych okazjach. Możemy się więc nim cieszyć, tak jak cieszy oko widok czerwonych, śląskich korali w rozbarskim stroju.