Chyt

Zbigniew Markowski

Kiedy Ślązak słyszy o chycie, jego pierwszym skojarzeniem jest możliwość pójścia na chyt. Ten słodki frazeologizm oznacza zamiar udania się na podryw, przy czym czynność ową odróżnić należy od chodzenia na zolyty. Na zolyty (na randkę) idzie się do konkretnej osoby, do kogoś, z kimś łączy nas już intymna zażyłość. Na chyt udajemy się w ciemno, by – mówiąc wprost – coś (nieokreślonego) poderwać. W dobie handlu internetowego można sobie zamówić koszulkę z napisem głoszącym, że właśnie idziemy na ten chyt. Praktyczne zastosowanie związku „iść na chyt” często ma jednak znaczenie nasycone ironią, szczególnie gdy widzimy osobę ubraną w sposób niezwykle elegancki. Osobniczkę lub osobnika, który się wystroił (wysztiglowoł) należy więc koniecznie zapytać, czy idzie na chyt.

Chyt może jednak oznaczać także (zwłaszcza w okolicach Cieszyna) powodzenie, towarzyskie wzięcie. Wówczas na chyt się nie idzie, tylko się go ma. Tak właśnie sprawę ujęła w swoim wierszu Katarzyna Szkaradnik pisząc:

Spucować talyrz dycki lepij, niż paś łoczy…
Zaś nejwiynkszy chyt miały kołocze z trześniami

W oczywisty sposób chyt pochodzi od chwytania, słówko to ginie zaś w mrokach staropolszczyzny. Jeszcze w 1566 roku snując swoją opowieść o polskim dworzaninie Łukasz Górnicki wielokrotnie posługiwał się formą czasownikową, zwłaszcza w formie zwrotnej. Marudząc więc na temat podłych czasów, w których przyszło mu żyć, kreśli słowa: „Ale niewiem czo to dziś za wiek nastał, iż ludzie opuszczaią to co umieią, a chytaią sie tego, czego im przyrodzenie broni”. Mamy więc kolejne potwierdzenie teorii, że śląski przechował w swoim wnętrzu liczne staropolskie konstrukcje – wszak „chytać się” to jeszcze jedno znaczenie, które możemy przywołać na gruncie śląskim. Tym razem chodzi o zabieranie się za coś, przymierzanie się do czegoś, względnie – przystąpienie do czegoś. „Roboty byś się chycioł” – mówimy do lenia, „chyć się hercówy” (bierz się za łopatę) – powie górnik do opieszałego kamrata.

Tak jak w języku polskim chwytanie, tak chyt lgnie do innych wyrazów i tworzy z nimi związki. Po polsku mówimy bowiem o chwytaniu za ogon wielu srok, chwytaniu Pana Boga za nogi, chwytaniu wiatru w żagle (prawdopodobnie po to, byśmy potem – jako tonący – nie musieli chwytać się brzytwy). Podstawowe znaczenia jednak są i tu, i tu niemal identyczne, bo śląskie „chycić” oznacza również złapanie (uchwycenie) czegoś lub kogoś. Tak jak w przysłowiu „czyimi rękami dobrze gady chytać”. Mamy jednak kilka bonusów: jeśli coś (samo) się chyci, to znaczy, że się zapaliło żywym ogniem. Okrzyk „tanksztela się chycioła” głosił będzie pożar na stacji benzynowej.

Jest jeszcze jedno, stosunkowo nowe zastosowanie omawianego rdzenia – słówko „pochytane”, zwłaszcza w konstrukcji „mom to pochytane”. Próbując przetłumaczyć je wprost na potoczną polszczyznę, powinniśmy powiedzieć, iż oznacza, że coś jest ogarnięte, opanowane, załatwione. Jednocześnie w wyraźnie tym słychać dumę z pozytywnego załatwienia sprawy, nic więc dziwnego, że agencja zajmująca się organizowaniem różnych wydarzeń zwanych eventami nazwała się „Pochytane” i używa domeny internetowej pochytane.com. Ci to muszą mieć wszystko pochytane.

W okolicach Raciborza jest jeszcze chyta – pokaźnych rozmiarów chusta, z której kobiety zrobiły element swojego stroju. Ale to już nieco inna historia, nie będziemy się więc chwytać (chytać) za słówka.