Fedrowanie

Zbigniew Markowski

Fedrowania na Śląsku jest coraz mniej. Gdy w ostatnich dwudziestu latach kolejno zamykano zakłady wydobywcze, gazetowe nagłówki informowały, iż ta czy inna kopalnia właśnie przestała fedrować, inna zaś – jeszcze fedruje. W tym znaczeniu fedrowanie oznacza tyle, co wydobywanie jakiejś kopaliny na powierzchnię. Jakiejś, bo przecież fedrować można nie tylko węgiel kamienny, ale i sól, rudy żelaza czy miedzi.

Dokładnie tak samo pojęcie fedrowania traktowano przed ponad półwieczem. „Słownik górniczy” Stanisława Gismana wydany przez katowicki Instytut Węglowy w 1949 roku głosi, że „fedrowanie” to tyle, co „wydobywanie”, choć pojęciem tym posługuje się wielokrotnie. Jest więc lina fedrunkowa (czyli wyciągowa), fedrunkowa maszyna (także wyciągowa) oraz taśma fedrunkowa czyli inaczej przenośnik taśmowy. Forma rzeczownikowa może jednak mieć już więcej znaczeń, bo fedrunek to nie tylko oznaczenie czynności, ale także określenie tego, co przy pomocy fedrowania wydobyto – innymi słowy: urobku.

Słówko „fedrować” już dawno weszło do polszczyzny i Słownik PWN nie traktuje go jak regionalizm: przy okazji – dodaje mu jeszcze jedno znaczenie (prócz wydobywania kopaliny) – w potocznym użyciu to także określenie ciężkiej pracy czyli – inaczej mówiąc – tyrania. Według jednej z teorii fedrowanie wzięło się od niemieckiego „fördern” – słówka mającego wiele znaczeń (między innymi pobudzanie, promowanie, ułatwianie, przenoszenie, tłoczenie, awansowanie). „Fördern” interesuje nas jednak o tyle, iż możemy czasownikiem tym opisać czynność wydobywania oraz eksploatowania.

Istnieje jednak jeszcze jeden etymologiczny trop. Tym razem musimy sięgnąć po najprawdziwszy regionalizm śląski czyli odwołać się do słowa „fedra”. Śląska fedra czyli sprężyna pochodzi od niemieckiego rzeczownika – również rodzaju żeńskiego „feder”. To stare germańskie słowo wywodzące się jeszcze z języka staro – wysoko – niemieckiego. Najprawdopodobniej śląskie gwary przejęły sprężynę z cały dobrodziejstwem technologicznego, przychodzącego z zachodu słownictwa: w słowniku mechaników roi się wręcz od germanizmów – różnych szraub, corsztoków, majzli, lutlamp czy waserwag, szlajfowania albo fajlowania. Nota bene polszczyzna również w tym zakresie wcale nie jest od nich wolna.

A w jaki sposób zrobiono z fedry fedrowanie? Trudno na pytanie to odpowiedzieć jednoznacznie, ale jeden trop prześledzić jest dość łatwo. Onegdaj bowiem fedrowaniem nazywano nie tyle wydobycie węgla czy innego dobra, lecz czynność wiercenia mechanicznego. Ten mechaniczny wymiar fedrowania pięknie ilustrują słowa Alojzego Bonczka z dzieła „Przyczynek do historyi rozwoju górnictwa i ruchu górniczego na Śląsku” z 1911 roku: „Mój opis sięga czasu, kiedy jeszcze na wszystkich kopalniach istniejących nie było maszyn do dobywania węgla (fedrowania) lecz dobywano węgiel z kopalni w tak zwanych kiblach, jak wodę ze studni”. Być może było tak, iż sprężynowaty rysunek skosu wiertła skojarzono bezpośrednio z identycznie ukształtowaną sprężyną.

Górnicy potrafią fedrować nie tylko w kopalni. Życie towarzyskie Górnego Śląska zna bowiem zjawisko bardzo silnie obecne na urodzinowych przyjęciach czy innych spotkaniach, gdy pracownicy kopalń z uporem godnym lepszej sprawy rozmawiają o swoich zawodowych problemach. Używają przy tym wielu niezrozumiałych, fachowych terminów, świetnie się rozumieją i świetnie bawią – zwłaszcza, że ich rozmowy bywają dość głośne: jak gdyby dyskutowali tuż obok hałasującej taśmy fedrunkowej. Mówi się wówczas, iż (choć wyjechali z kopalni) nadal fedrują czyli eksploatują zawodowe tematy niekoniecznie obchodzące pozostałych gości.