Zbigniew Markowski
Najogólniej rzecz biorąc gizd oznacza łobuza, jednak to tylko jedno z bardzo wielu pojęć zarezerwowanych dla mężczyzny, który robi coś nie tak, jak trzeba. Facet mógł zostać lompem jeżeli ubierał się niechlujnie, chachorem w przypadku nadużywania alkoholu, sowiżdżołem gdy cechowała go lekkomyślność, soroniem (tak mówiono na porywczych), miglancem czyli kombinatorem, fyfrokiem ze skłonnościami do brudzenia samego siebie, niezdarną ciućmą no i oczywiście pieronem denerwującym innych. Tak wielkie bogactwo określeń męskiego przecherstwa wynikać może z tradycyjnego podziału ról w dawnej śląskiej rodzinie. Nader często panowały tam rządy kobiet nie tylko podejmujących najważniejsze dla familii decyzje, ale nawet ustawiających się przed kopalnią w dniu wypłaty, by aresztować wynagrodzenie nieodpowiedzialnego gizda.
Słówko „gizd” nie było przyporządkowane jakiejś kategorii wiekowej: mogło nim być i dziecko płci męskiej (choć częściej bywało najduchem czyli znajdą lub podrzutkiem), i całkiem wiekowy obywatel. Wyraz ten nie był nacechowany wulgarnością, choć dla określenia części męskiej populacji w śląskiej gwarze także brzydkich wyrazów znajdzie się niemało. Miał jednak swoją ekspresję i mógł zostać użyty piętrowo: jak u Gustawa Morcinka, gdy oszukany przez górnika duch podziemi wykrzykuje w gniewie coś o giździe gizdeckim. W dziele pod redakcją Doroty Simonides (Księga humoru ludowego) występuje gizd zatracony, gwarowa wersja „Pawła i Gawła”, czyli kultowy wierszyk o Uwem i Wilim zawiera wers: „Ty pieroński giździe, jo jes w swoim domu”.
Największe jednak zasługi w popularyzowaniu gizda ma Ryszard Riedel. Brawurowe wykonanie piosenki z gizdem w tytule podczas premiery spektaklu „Pozłacany warkocz” (wiosną 1980 roku w zabrzańskim Domu Muzyki i Tańca) mogło się jednak w ogóle nie odbyć. Riedel najzwyczajniej w świecie piosenki śpiewać nie chciał. Może kierowała nim niechęć do tekstu zawierającego liczne lapsusy językowe, które osoba obeznana z gwarą bez trudu wyłapie. „Gizd” zawiera sformułowanie „żeś akurat go wybrała” podczas gdy żaden Ślązak nie użyje w gwarze słowa „akurat”. Po śląsku mówimy „prawie”. Albo Tadeusz Kijonka (autor tekstu do muzyki Katarzyny Gaertner) stylizował utwór na mocno zanieczyszczoną już mowę robotniczą lat siedemdziesiątych, albo adresując utwór do szerokiej publiczności chciał zachować czytelność przekazu. Jak by jednak nie było, powstała muzyczna perełka pełna romantycznej pasji w smakowitym sosie bluesowo – countrowym. Również u wokalisty grupy „Dżem” gizda mamy w najpopularniejszej wersji: z określeniem „pieroński”.
Pochodzenie gizda jest staropolskie, znajduje się on w “Słowniku staropolskim” Michała Arcta wydanym około roku 1920. Zgodnie z dziełem tym gizem jest człowiek nieporządny, niechlujny, kojarzący się z brudem oraz brzydotą. Gizda odnajdziemy również w słowniku Jana Karłowicza z roku 1905 (Słownik wyrazów obcego a mniej jasnego pochodzenia używanych w języku polskim). Tam jednak termin ten oznacza brudasa, brud lub paskudztwo. Karłowicz wspomina o istnieniu formy czasownikowej. Staropolskie pochodzenie gizda potwierdza „Poradnik Językowy” pod redakcją Witolda Doroszewskiego z 1966 roku przypisując wyrazowi znaczenia: obrzydliwiec, brzydal, wstrętny człowiek. Niektóre dawne słowniki podają także termin „gizdraga” nadawany brudnemu, rozdeptanemu śniegowi. Jest jeszcze rzadko używany „gizdoń” znaczeniowo tożsamy z „gizdem” oraz żeńska wersja słowa czyli „gizdula”. W wielu częściach Śląska używa się wersji skróconej do „gida”, pojęcia te mogą również występować niezależnie od siebie.