Oberiba

Zbigniew Markowski

Oberiba może zmylić, bo gdy zobaczymy ją w jadłospisie albo na stole, ktoś nieobyty ze śląską godką może spodziewać się ryby. Owszem – ryba jest, a dokładniej niemieckie słowo „rübe” oznaczające rzepę. Mamy bowiem przed sobą kalarepę, czyli taką rzepę, która wystaje „ober” nad ziemią, tak samo, jak obersztajger jest nadsztygarem i lokuje się nad sztygarem. Jak słusznie zauważył profesor Zbigniew Kadłubek, gdzieś na początku długiej historii niemieckiej rzepy znajduje się jej łacińska nazwa – „rapum”. Etymologiczna wycieczka zatacza więc koło – zarówno polska rzepa, jak i niemieckia „ rübe” ma wspólnego, antycznego przodka. Po drodze stało się jednak coś bardzo ciekawego – Niemcy już dawno temu przestali nazywać kalarepę „oberrübe” i przyjęli słówko używane w Austrii: „kohlrabi” skręcając od rzepy do kapusty.

Oberibę na Śląsku wymawia się bardzo różnie: spotkamy formę „łoberiba”, zdarza się (także w pisowni) „uoberiba” lub „uberiba”, ale jak byśmy na to nie spojrzeli – kalarepę należy raczej jeść, niż zastanawiać się nad jej wymową. Czasem napotkamy błąd: sporo kulinarnych blogów powiela nieporozumienie mówiące, iż oberiba to zupa przygotowana na bazie kalarepy czyli kalarepowa. Nie – to samo warzywo, także rosnące na grządce lub wystawione na sprzedaż w jakimś warzywniaku. Kuchnia śląska – jako jedna z niewielu – zna zresztą także kalarepę na gęsto: podaje się ją do wszelkich mięs, zwłaszcza karminadli, czyli kotletów mielonych. Oberiba pełni wówczas rolę zbliżoną do zasmażanej kapusty wnosząc nową jakość do smaku mięsa – zwłaszcza, jeśli dodamy przesmażoną, pokrojoną w kostkę marchewkę.

Swoją literacką rolę odegrała oberiba w wieszu, który odnajdziemy na kartach wydawnictwa „Tuwim po śląsku, czyli nojpiykniyjsze wierszowanki dlo dziecek” z 2013 roku. Po brawurowym przetłumaczeniu (przełonaczeniu) przez Marka Szołtyska śląska kalarepa wciela się w rolę tuwimowskiej rzepki wyrywanej z rodzinną pasją. Warzywo występuje tam w towarzystwie Słonia Trąbalskiego (Elefanta Trompety), okularów (brele), Zosi Samosi (Zosiaczka Łonaczka) i Grzesia cygona. Walory kalarepy doceniła również Ewelina Kuśka w swojej bajce „Bachrato królewna”, gdzie roślina polecana jest grubej córce króla jako jeden ze sposobów na zachowanie odpowiedniej linii:

Czas gymizom łobsioc pola,
czas na ćwikla i fandzola.
Zamiast krepla – oberiba,
Zamiast cole – pić pokrziwa.
Wiedziom przeca wszystki dzieci
jysz gymiza – woga śleci.

(Pora obsiać pola warzywami, czas na buraki oraz fasolę, zamiast pączka – kalarepa, zamiast coca – coli – napij się naparu z pokrzywy. Wszystkie dzieci o tym wiedzą, że jeśli je się warzywa, waga spada).

Warzywa na Górnym Śląsku hodowano nie tylko w uprawie rolniczej. Od XIX wieku były nieodłącznym elementem osiedli robotniczych nazywanym dziś przez urbanistów ogrodami pracowniczymi. Przydzielanie robotnikom takich niewielkich ogródków miało w założeniu podniesienie estetyki otoczenia (często zasnutego dymem z fabrycznych kominów), urozmaicenie diety i dostarczenie mieszkańcom osiedla pożytecznego zajęcia. Wydawano nawet specjalne, napisane rymowanym językiem broszurki zachwalające uprawę warzyw. Później zjawisko to przerodziło się w Pracownicze Ogródki Działkowe, ale jak byśmy hodowli takich nie nazwali, zawsze królowała w nich imperatorka śląskiego stołu – oberiba.