Ryma

Zbigniew Markowski

Katar jest zapaleniem błony śluzowej, które skutkuje uporczywym i przykrym spływaniem nieprzyjemnej mazi z nosa. Właśnie z powodu owego spływania starożytni Grecy nazwali przypadłość tę „katarrhéo”, gdzie „rhéo” jest dokładnie tym samym wyrazem, który znamy z przypisywanego Heraklitowi z Efezu „panta rhéi”. Osobie zakatarzonej także więc „wszystko płynie” – tyle, że z nosa. Rzymianie mieli już wyraźnie wydzielone synonimy: „catarrhus” (rodzaju męskiego) oraz „rheuma” (rodzaj żeński) – ostatnią z tych form odnajdujemy w śląskiej rymie.

Za sprawą medycyny „rheumę” kojarzyć będziemy przede wszystkim z reumatyzmem, choć jeszcze kilkaset lat temu również w języku polskim ryma oznaczała katar. W dziele „Lexicon Latino-Polonicum ex optimis Latinae linguae scriptoribus concinnatum” (1564) Jan Mączyński nazywa bowiem katar “cieczeniem albo fluksem z nosa idącym, rymą”.

Najprawdopodobniej śląska gwara zawdzięcza więc rymę staropolszczyźnie: na Śląsku słowo to przetrwało (i ma się bardzo dobrze), zaś współczesny język polski już go nie używa. Trudno dociec kiedy Polacy zaczęli używać łacińskiego „katarrusa”, który później zdominował pojęcie kataru. Na Pomorzu można spotkać jeszcze „rojmę”, która oznacza jednak reumatyzm. Czasem słychać opinie, iż śląska ryma wzięła się od francuskiego „rhume”. Zgoda – nie sposób doszukać się w gwarowym słówku niemieckiego „schnupfen” (jak u Kaszubów – „sznëpa”) czy „katharer”. Daleko również rymie do kataru w polskim brzmieniu. Ale znacznie bliżej (i znacznie więcej znajdziemy przykładów takiej zbieżności) do języka używanego w piętnasto- lub szesnastowiecznej Polsce; zwłaszcza, że Czesi od dawna też mają przecież swoją „rýmę” – znacznie łatwiej więc zaakceptować śląski katar jako bohemizm. Ale niemieckiej mowy w przypadku kataru na Górnym Śląsku nie unikniemy: będziemy musieli wyciągnąć „sznuptychlę” czyli chustkę do nosa.

Ślązacy używają czasem specyficznej odmiany porzekadła o tym, że katar leczony trwa siedem dni, leczony zaś – tydzień. Górnośląska wersja tej złotej myśli rozróżnia rymę (trwającą siedem dni) od kataru (który ciągnie się przez tydzień). Dokładnie tak samo jest w wierszu poświęconym grypie – tytuł „Gripa”. Pochodzący z Katowic autor utworu, aptekarz poeta – Krzysztof Kokot pisze:

Piyrszym objawym jest ryma,
Bez dochtora tydziyń trzyma,
Potym cosiś w kościach łomie,
Każdy hyrlo w całym domie.

Bez wątpienia powinniśmy więc zaufać zawodowcowi, który jako farmaceuta wyraźnie oddziela „gripę” od „rymy” jako objawu, choć w niektórych słownikach można spotkać utożsamienie tych dwóch pojęć. Z chorobami w śląskiej gwarze trzeba jednak szczególnie uważać: są one pełne dwuznaczności. Ryma nie ma nic wspólnego z rymowaniem, tak samo jak kucanie nie jest siadaniem w kucki, lecz zwykłym kaszlem. Nie zawsze też powinniśmy podawać zakatarzonemu wspomnianą sznuptychlę, gdyż w niektórych rejonach Śląska chusteczka do nosa nazywana jest taszentuchem. Ślązacy z rymą walczą na różne sposoby: jedni gorkiym tyjym (gorącą herbatą), inni pilą (tabletką), jeszcze inni gorzołom (przy pomocy wódki). Ale – przy całej tragedii chorobowej – powinniśmy chyba zachować stoicki spokój starożytnych Greków, którzy zwykli mawiać „panta rhéi”.