Zbigniew Markowski
Jeśli wierzyć „Słownikowi etymologicznemu” Aleksandra Brücknera śląskie rzykanie ma swoje korzenie w okolicach czasownika „rzec”. Rzec można, iż czasownik ten trąci dziś nieco myszką, jego echa słychać zaś w słówkach „porzekadło”, „orzekać”, „narzekać” czy „przyrzeczenie”. Sto lat temu nie wahano się jednak przed zatytułowaniem książki Nietschego (Also sprach Zarathustra) – „Tako rzecze Zaratustra”, choć być może chodziło o zachowanie podniosłego stylu niemieckiego autora. Znacznie częściej spotkamy owo słówko w czasie przeszłym, bo „rzekł” stanowi całkiem przyzwoity synonim dla „powiedział”, co skrzętnie wykorzystują literaci. Podsumowując całą sprawę – chodzi o mówienie.
Historię słowa wywodzi się od prasłowiańskiego „rekti” oznaczającego właśnie mówienie, a zgodnie z niektórymi źródłami – może nawet od praindoeuropejskiego rdzenia „rek” tłumaczonego jako mowa lub krzyk. Z prasłowiańskiego „rekti” poprzedzonego przedrostkiem „pro” powstał więc „prorok” – ten, który prze – powiada. Z kolei połączenie „vy” oraz „rekti” zaowocowało dzisiejszym „wyrokiem” – sentencją wypowiedzianą (wyrzeczoną) przez sąd. W polszczyźnie odnajdziemy znacznie więcej tropów związanych z prasłowiańskim „rekti” – od niego pochodzi również wyraz „rzecz”, który w dzisiejszym rozumieniu pojawił się dopiero w XIV wieku – wcześniej oznaczał coś, co wypowiedziano.
Na Śląsku rzykanie nie jest ani rzekaniem, ani mówieniem – oznacza czynność odmawiania modlitwy i tylko dla tej czynności jest zarezerwowane. Brückner zawęża zresztą nieco śląskie słówko (przy okazji przytaczając je w nieco spolszczonej formie „rzekania”) do pacierza. Owszem można rzykać pacierz (zestaw modlitw codziennych z Modlitwą Pańską na czele), ale określenie takie dotyczy również niezwykle popularnej na Górnym Śląsku modlitwy różańcowej oraz wszelkiego innego rodzaju modłów. Intuicyjnie można nawet stwierdzić, że zakres znaczeniowy rzykania może być jeszcze szerszy, bo zdanie „Truda poszła rzykać” oznacza po prostu wizytę Gertrudy w kościele. Zmiana polskiego rzekania na rzykanie jest dość oczywista: śląska gwara nader często pochylone „e” przekształca w „y”.
Okazji do rzykania na dawnym Śląsku było bez liku: stosowano bowiem zasadę odmówienia obowiązkowej modlitwy przed każdym posiłkiem opisaną w książce Marka Szołtyska słowami:
Trza pamiyntać przikozanie
Że przed jodłym je rzykanie.
W życiorysy Górnoślązaków wpisały się też liczne najazdy i wojny oraz wyjątkowo trudna i niebezpieczna praca w kopalniach. Wszystko to sprzyjało modlitwom: przede wszystkim do świętej Barbary – patronki górników i opiekunki mogącej zapewnić dobrą śmierć. Dobrą to znaczy lekką, bezbolesną, pozbawioną gwałtowności, w otoczeniu najbliższej rodziny. Pięknym przykładem takiego podejścia jest założone w Tarnowskich Górach (przy kościele Świętych Apostołów Piotra i Pawła) Bractwo Świętej Barbary, które w roku 1747 wydało specjalny modlitewnik. Książek do rzykania zresztą nigdy na Górnym Śląsku nie brakowało. Masowo wydawano również kalendarze z religijnym treściami, gdzie także można było znaleźć modlitwy.
Z modleniem się po śląsku związany jest jeszcze jeden ciekawy element obyczajowy – to rzykaczka czyli kobieta wynajmowana w celu prowadzenie modlitw przy osobie zmarłej. Zwyczaj kierowania modlitwami przy trumnie znany jest w wielu stronach świata – między innymi na pobliskich Morawach. W 2002 roku dziennikarka katowickiej „Gazety Wyborczej” przeprowadziła wywiad z panią Angelą Bluszcz – jedną z ostatnich śląskich rzykaczek. Pochodząca z Radoszów (dzielnica Rydułtów) kobieta rzykaczką została przez przypadek. Po samobójczej śmierci jednego z krewniaków jej męża nikt nie chciał poprowadzić modlitwy przy zmarłym. Angela podjęła się zadania i z powodzeniem wypełniała funkcję rzykaczki przez ponad 40 lat. Onegdaj rzykaczki miały jeszcze jedno dodatkowe zadane: ubierały zmarłego w odświętny strój przed pochówkiem.