Suchatelnica

Zbigniew Markowski

W porównaniu z dostojnym polskim konfesjonałem czy niemieckim „beichtstuhl” śląska suchatelnica brzmi ludowo i niemal niepoważnie. Ale zarówno język niemiecki, jak i polski koncentrują się znaczeniowo na osobie, która do konfesjonału przychodzi jako wierny penitent: „beichten” oznacza przecież wyznawanie grzechów – podobnie jak „confiteri” – łaciński pierwowzór konfesjonału. W gwarze śląskiej jest inaczej – akcent położony jest na tego, kto grzechów wysłuchuje czyli księdza.

Na Śląsku ksiądz zresztą w ogóle nie spowiada, on „sucho”; istotną kwestią jest więc godzina rozpoczęcia spowiedzi, którą możemy ustalić pytając „ło ftory to farorz sucho?”. Jeśli spowiednikiem będzie nie proboszcz, a wikary – spytać należy o kapelonka. Suchatelnica to wyraz nietypowy w czasach nam współczesnych, jednak jeszcze sto lat temu powszechnie używano innego, bardzo podobnego słowa: kozatelnica (lub kazatelnica) – tak nazywano ambonę czyli element kościelnego wyposażenia służący do wygłaszania kazań. Tutaj trop etymologiczny jest już wyraźny: kozatelnica pochodzi z języka czeskiego, w nim ambonę określa się słowem „kazatelna”, z której ksiądz przedstawia swoje „kázání“. Najprawdopodobniej więc Ślązacy wzięli sobie ambonę od Czechów, przy okazji tworząc analogię w sprawie konfesjonału. Suchatelnica do śląskiego słownika wejść mogła dopiero po drugiej połowie XVI wieku, wcześniej bowiem Kościół takiego miejsca odprawienia sakramentu pokuty nie znał i do spowiedzi wystarczał zwyczajny zydel. Wprowadzenie konfesjonału przypisuje się żyjącemu w latach 1538 – 1584 Karolowi Boromeuszowi. Dzisiejszy kształt konfesjonału powstał dopiero w XIX wieku, gdy zdecydowano mocno obudować całą konstrukcję, by zarówno wierny, jak i kapłan byli jak najmniej widoczni z zewnątrz.

Śląskie słówko oznaczające konfesjonał przyda się nam nie tylko w kwestiach religijnych. Tak się bowiem składa, że suchatelnica często jest miejscem akcji regionalnego dowcipu czyli wica. W konfesjonale dochodzi więc do zderzenia nieco naciąganego świata wartości osoby spowiadanej z twardym rozumieniem religi w wykonaniu księdza. Czasem widzimy w dowcipach tych prawdziwą kolizję aksjologiczną, jak wtedy, gdy kapłan jednym zdaniem podsumowuje grzech parafianina w podeszłym wieku, który pocałował ukratkiem młodą pannę: – Przyszedłeś się tu spowiadać, czy chwalić? Wic ten występuje zresztą w wielu wersjach: ze sztygarem, Niemcem czy działaczem komunistycznym zwanym na Śląsku partyjniokiem.

Nie ulega żadnej wątpliwości, że tradycyjna śląska obyczajowość bez konfesjonału obejść się nie może. Z jednej strony zjawisko to należy łączyć z postacią Jana Nepomucena – świętego bardzo tu szanowanego (zwłaszcza w południowych częściach regionu), który zginął męczeńską śmiercią za dochowanie tajemnicy spowiedzi i któremu wystawiono na Śląsku tysiące kapliczek. Jednocześnie sakrament pokuty był filarem tradycyjnej religijności, nie tylko w sytuacjach wynikających z kalendarza (spowiedź przed Bożym Narodzeniem i spowiedź wielkanocna), ale także wstępem do życia społecznego każdego człowieka. Pierwszą Komunię poprzedzała przecież zawsze wizyta w suchatelnicy.